Schody do nikąd...
Rzadko się chyba zdarza - przyznacie sami - że budując dom skazani jesteśmy w tym samym momencie na jego burzenie, no nie całego, ale znaczącego fragmentu.
Był sobie jeszcze miesiąc październik ubiegłego roku, kiedy to naszemu jakże szacownemu generalnemu wykonawcy zasygnalizowaliśmy pewne niezgodności wykonanych prac z umową. Dziś nakreślę temat jednej z nich, a mianowicie rzecz się będzie tyczyć naszych żelbetowych schodów na poddasze. Można by pomyśleć schody jak schody – zaszalować, pręty poskręcać, betonem zalać i … do kasy po wypłatę. I tak też zapewne myślał nasz poganiacz na budowie – noszący ksywkę na naszym blogu – „RICARDO”. Chłopina tak usilnie starał się pilnować ekipę od stanu surowego pochodzącą gdzieś z świętokrzyskich stron lecz znowu mu nie wyjszło. Coś musiało uśpić czujność naszego Rysia, albo może nadto zaabsorbował go jakiś kolejny pomysł na zrobienie złotego interesu, że murarze zrobili schody nie w tym miejscu co trzeba. Dla „opałkowiczów” dodam tylko że wyszło im dwa schodki poza filar – na pewno wiecie o co chodzi. Jako że ścianka od powiększonego kibla na dole była już wymurowana szalowali sobie deska do deski aż wszystko ładnie wkomponowało się w pewną całość. Po skończeniu szalowania telefon RICARDO do betoniarni – bo miał ją parą – i za 5 (słownie: pięć) minut i leje się już B20.
No jak to wyszło….. nie chcę Was zanudzać, ale dla Ryśka wyszło przepięknie, dla mnie też póki nie weszłam na te schody po rozszafowaniu. Stwierdziłem wtedy tylko – Panie Rysiu – one będą do poprawki. Oczywiście wychwalał je że takie ładne, takie piękne, wręcz cudowne. Nic to – nie chcesz mnie słuchać, to nie – pomyślałem, przecież kiedyś się będziemy musieli za to rozliczyć, i obyś nie płakał.
Nadszedł termin naszego listopadowego spotkania Nasz „Ricardo” tak nadzorował prace nad szalowaniem schodów, że wyszło mu 185cm mierzone w prześwicie pomiędzy nimi a stropem. Szanowne „konsylium” przybyłe na plac przez 45 minut próbowało na wszelkie sposoby wyjaśnić że tak będzie dobrze, bo inaczej nie da rady zrobić. Mistrzostwem świata było to jak Pan kierownik Grzegorz (KB) mierzący 175cm wzrostu w swoich pantofelkach kicał po naszych schodach jak Kozica Górska tam i z powrotem twierdząc przy tym że wszystko jest w porządku – szczerze mówiąc – dał bym mu wiarę, gdybym w kolejce po rozum i wzrost był ostatni. Wszelkie mity szanownych Panów zostały obalone – a że gaworzenie bez celu w moim odczuciu znacznie się przedłużało - stwierdziłem że opuszczam teren a ostatni gasi światło, i ostatniego gryzą psy.
Jedynym sensownym ustaleniem z tego spotkania było to że nasz wykonawca poprosił o przesłanie zdjęć że w tym oto projekcie da się zrobić wylewane schody i że będą one w pełni użyteczne. W tym miejscu wielkie dzięki dla wszystkich opałkowiczów – bo zasypałem go linkami do waszych poprawnych schodków. W odpowiedzi dostałem tylko stwierdzenie, że zawsze można coś lepiej, oraz garść zarzutów w tym tonie że jak zaakceptowałem te schody po wylaniu, że biegałem po szalunkach, że wszyscy podwykonawcy Pana Krzysia (szefa) zgodnie twierdzili jedno.
W odpowiedzi przesłałem mu tylko dwa zdjęcia – odpowiednio z godz. 14:21 i 14:26, wraz z soczystym opisem sytuacji i co o niej myślę, wraz ze stosownym pismem że jest niezgodność z dokumentacją oraz o podanie terminów usunięcia wad. I tak na dwa tygodnie nasz wykonawca zamilkł.
02.12.2011 łaskawie dostałem maila z planowanymi terminami – wszystko miało się zamknąć do końca grudnia – łącznie z pracami jeszcze nie wykonanymi. Całe szczęście że nie dałem się oczarować – bo na 28.12.2011 mieliśmy wykonane dopiero to:
To tylko nieliczne „smaczki” z naszej budowy – ciekawi jesteś dalszych – to serdecznie zapraszam do odwiedzania, a jest jeszcze ich kilka.